Wiemy już, że Kolumbia to kraj owoców, kwiatów, że to młody, turystyczny raj, ale nie wszyscy wiemy, że Kolumbia to również kraj szmaragdów.
Aż 33 % wszystkich szmaragdów na całym świecie pochodzi właśnie z Kolumbii. Najwspanialsze wydobywa się w najsłynniejszych, certyfikowanych kopalniach Muzo i Chivor w regionie Boyacá, czyli departamecie położonym na północ od Bogoty.
W Kolumbii w 2020 kończy się dekada poświęcona karmieniu piersią i z coraz większym naciskiem promuje się karmienie naturalne do conajmniej do 6 miesiąca życia. Nie jest to łatwe, przede wszystkim dlatego, że urlop macierzyński trwa tutaj tylko 127 dni, po czym mamy wracają do pracy i dziećmi zajmują się babcie, lub, w lepiej sytuowanych rodzinach, nianie.
Ale widoczny jest postęp. Firmy w Kolumbii, które zatrudniają więcej niż 50 pracowników, posiadają już przyjazne kobietom karmiącym sale; w niektórych centrach handlowych również istnieją miejsca, gdzie kobiety mogą spokojnie karmić swoje pociechy. System zdrowia w Kolumbii – RIAS (Rutas Integrales de Atencion en Salud) potwierdza, że doradztwo laktacyjne powinno być włączone do podstawowych praktyk pracowników. Istnieją również instytucje wspierające karmiące kobiety (Instituciones Amigas de la Mujer y la Infancia – skrót IAMI).
Ponadto, w rządzie kolumbijskim dzieją się laktacyjne zmiany. Dotyczą głównie programów promocji karmienia piersią, widoczności i obecności karmienia w mediach i wprowadzenia karmienia jako przedmiotu szkoleniowego wszystkich pracowników służby zdrowia.
Kolumbia jest coraz bardziej świadoma karmienia piersią, jednak ogólnokrajowa ankieta badająca żywienie Kolumbijczyków, przeprowadzona przez odpowiednią instytucję (Encuesta Nacional de Situacion Nutricional Ensin) jeszcze w 2015 roku wykazała, że wyłączność karmienia naturalnego sięga zaledwie 36,1 %, podczas gdy cel Światowej Organizacji Zdrowia to 50%.
Niski procent KP polega, według ekspertów, na silnej reklamie producentów mleka modyfikowanego w mediach, która sprawia, że matki bardziej ufają odżywczości MM niż własnemu pokarmowi.
Faktem jest, że tak jak i w Polsce, od 6 miesiąca życia dziecka wprowadza się jedzenie uzupełniające, choć do 12 miesięcy ma dominować mleko. Pracujące i nieobecne przez większość dnia mamy przechodzą z wygody w tym czasie najczęściej na mleko modyfikowane, a wcześniej też wprowadzają nowe produkty do diety dziecka.
I tutaj kolumbijskie zasady żywienia. Co kraj, to własne produkty:
W Polsce każde dziecko jadłoby najpierw jabłuszko, albo gotowanego ziemniaczka. W Kolumbii, pierwszym jedzeniem, jakiego próbuje niemowlę, to papaja. Nazywana jest nawet owocem dobrego zdrowia, ponieważ doskonale daje się przełykać, usprawnia trawienie i ma całą listę witamin.
Drugim owocem, którego próbuje maluch, to granadilla. Nazywana jest owocem dzieci, ponieważ już kształtem przypomina gruchawkę. Nie, nie należy obawiać się pestek w galaretowatym miąższu – są to pestki, które niemowlęta mogą jeść bez preszkód; świetnie uczą przełykania, a do tego dobrze wpływają na przyzwyczajający się do trawienia przewód pokarmowy.
Trzecim owocem jest jest mango, guawa lub guanabana (graviola), a po wypróbowaniu wszelkich słodkich owoców, wprowadza się awokado. Wszystkie te owoce dostępne są w Kolumbii przez okrągły rok, więc trze sie je w papkach i kompotach wszystkim dzieciom.
Zasada polega na tym, aby każdy owoc wprowadzać po kolei, przez 3 dni, aby łatwo rozpoznać, jeśli pojawi się alergia…
…oraz obserwować efekty owoców w pieluchach.
Po pierwszych owocach natomiast, rozpoczyna się w Kolumbii – coraz popularniejsza metoda eksperymentów, czyli metoda BLW.
Kolumbia uwielbia słodycze. Cukier jest tu wszechobecny i jest stałym elementem diety każdego tradycyjnego Kolumbijczyka. Choć fala tsunami zdrowego i świadomego jedzenia dotarła również i tutaj, cukier z diety wyeliminowć jest najtrudniej.
Warto wspomnieć, że Kolumbijczycy są mistrzami w słodzeniu. Mają to widocznie we krwi, ponieważ dotyczy to różnych dziedzin życia, jak choćby zdrabnianie wszystkich możliwych rzeczowników np. cafe = cafecito, huevo = huevito, pan = pancito. Uwielbiają więc to, co słodkie, maleńkie, niewinne oraz przodują w użyciu cukru.
Choć w Kolumbii codziennie pija się świeże soki owocowe, miksowane z wodą lub z mlekiem w świętym w każdym tutejszym gospodarstwie domowym blenderze (jej wysokość liquadora), to przywykłym do słodyczy kolumbijskim podniebieniom sam sok z mango jest zbyt kwaśny (!) i należy go dosłodzić.
Ciasta, ciasteczka, kremy i nadzienia kipią słodyczą. O śpiączce cukrzycowej w Kolumbii możecie posłuchać tutaj https://www.youtube.com/watch?v=lM6wz2ad_5c&t=271s. Jednym z ulubionych deserów jest tutaj masa krówkowa, arequipe, zawsze (pysznie, oj pysznie) gęsta i półpłynna, którą dzieci i dorośli wyjadają łyżeczką. Drugim ulubionym, i chyba najbardziej tradycyjnym deserem jest bocadillo de guayaba, czyli marmolada z owoców guawy z cukrem, gotowana tak długo, aż odparowuje cała woda i wtedy krojona na kawałki. Oba w dużej ilości przyprawiają o ból głowy, a lekarzom odbierają spokojny sen. W Kolumbii słodzi się niemal wszystko. Za to ciekawą stroną słodkej Kolumbii jest to, że cała produkcja cukru pochodzi z trzciny cukrowej. Burak cukrowy tutaj jest nieznany, trzcina natomiast uprawiana jest na całych połaciach departamentów Valle del Cauca i Cauca w ilościach nieprzebranych.
Wielki przemysł cukrowy oddziela sacharozę z trzciny cukrowej, tak samo jak my w Polsce – z buraków. W Kolumbii istnieje jednak jeszcze inna, najbardziej romantyczna i najbardzej tradycyjna forma pozyskiwania cukru – który w tej metodzie nazywa się PANELĄ. Panela to nic innego jak odparowana woda z soku z trzciny cukrowej. Sok się gotuje, aż nabierze on formy stałej i na tym polega cały proces produkcyjny najpopularniejszego słodzika kraju. Metoda sama w sobie nie miałaby wiele romantyzmu, gdyby nie to, że panelę produkuje się w Trapiches, czyli tradycyjnych, rustykalnych fabrykach pośrodku trzcinowych pól.
Trapiches stawiane są wciąż nawet tam, gdzie nie dochodzi prąd i gdzie generalnie trudno jest dojechać. Z plantacji trzciny cukrowej, którą porośnięte są strome wzgórza dookoła, ściętą trzcinę transportują na grzbietach pracowite muły. W trapiche trzcinę się obiera i wyciska z niej sok, często wciąż jeszcze w młynach na korbę. Odpadami trzciny podgrzewa się wanny w trapiches, do których spływa sok – i w każdej kolejnej wannie nabiera on coraz gęstszej i gęstszej konsystencji! Gęściejącą, gotującą panelę stale się miesza – ręcznie! – i napowietrza, aż można przełożyć do form, aby zastygła.
Trzcina cukrowa przybyła do Kolumbii na statkach przez port w Cartagenie już w 1538 roku i w krótkim czasie zadomowiła się w ciepłych strefach kraju tak bardzo, że aktualnie uważa się Kolumbię za najwięszego konsumenta paneli na świecie. Sama panela jest znana w większości latynoamwrykańskich krajów, ale to w Kolumbii słodzi się nią niemal wszystko.
W każdym kolumbijskim domu musi być nie tylko panela, ale również i specjalny kamień, którym od pokoleń odłupuje się kawałki do użytku.
Panela to nasz odpowiednik miodu, ponieważ wybornie pachnie miodem i tak samo smakuje.
Panela wyżywiła całe pokolenia Kolumbijczyków, którzy od dziecka pili ją z mlekiem w butelce.
Paneli, wreszcie, wszyscy Kolumbijczycy zawdzięczają zdrowie, ponieważ narodowym sposobem na grypę jest gorąca woda z panelą – aguapanela – i cytryną.
Co jedzą więc Kolumbijczycy i z czego tak naprawdę słynie? Meksykańskie jedzenie jest oczywiste – dostępne na całym świecie na każdym rogu i tak przepełnione czili, że aż pot z czoła się leje. Peruwiańska kuchnia – też wiadomo, przecież to najlepsze ceviche na świecie i ponad 1.000 odmian ziemniaków, a zatem raj dla polskiego podniebienia. Argentyńskie jadło – słynna jest argentyńska wołowina i argentyńskie wino.
Trzy miesiące po narodzinach synusia, nadszedł moment na pierwszy bilans otrzymanych nauk. Oto 10 z najważniejszych refleksji polsko – kolumbijskiej Mamy:
I znowu otrzemy się o mity okołoporodowe, bo tych w kolumbijsiej opiece doświadczam w bród, ale tym razem będzie, niespodzianka, więcej polsko – kolumbijskich podobieństw.
Każda kultura ma swoje reprodukcyjne prawa i zasady. Także w Kolumbii, w temacie macierzyństwa i ciąży, są pewne rzeczy, które wydają się albo wcale-nie-takie-oczywiste, albo wręcz przeciwnie – nie podlegają żadnej wątpliwości.
W serdecznej i uwielbiającej bliskość Kolumbii, przede wszystkim spodziewalibyśmy się, że mieszkańcy przyklejają się do ciężarnych brzuchów i głaszczą je ponad miarę.
Jak już dobrze wiemy, Kolumbia to kraj tysiąca i jednego owocu, a Kolumbijczycy dumnie mówią, że każdego dnia roku możemy tutaj jeść inny dar natury. Rosnące przez okrągły rok owoce to rzeczywiście jeden z najcenniejszych skarbów tego kraju, bez których Kolumbijczycy nie wyobrażają sobie dnia.
A dla mnie osobiście najprzyjemniejszą zabawą jest wyprawa na lokalny targ i wybierane najdojrzalszych owoców z najróżniejszych, dostępnych rodzajów i odmian.