Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kolumbia dla turystów Mama w Kolumbii Życie w Kolumbii

Jak z dwulatkiem lecieć przez ocean?

 

Dziś opowiem Wam o tym, jak można podróżować lotem transatlantyckim z Polski do Bogoty z dwulatkiem. Rzecz niby normalna, a jednak  zasługuje na chwilę uwagi.

Każdy, kto leciał kiedyś z dzieckiem na długodystansowych trasach – i przeżył, wie, o czym mowa. A ten, co leciał z dzieckiem na takim dystansie w pandemii, wie o tym jeszcze lepiej.

W covidowej sytuacji w 2020 i 2021 roku, w sferze podróżniczej, możliwe jest absolutnie wszystko. Może się okazać, że mamy przesunięty lot albo termin podróży, że lecimy inną trasą, gdy wypadnie planowane połączenie, można nawet ugrząść na dłużej na którymś lotnisku i czekać na na następny samolot śpiąc na romantycznych, blaszanych ławeczkach. Nie ma z tym większego problemu, gdy jesteśmy sami, młodzi i silni, natomiast problem zaczyna się wtedy, gdy linia lotnicza zmienia nam plany podróży z… dwulatkiem.

Jak dobrze wiedzą wszyscy posiadacze dwuletnich pociech, w tym wieku każda mrówka i każda śrubka jest ósmym cudem świata, a usiedzieć w miejscu na czterech literach udaje się tylko i wyłącznie przed hipnotyzującym ekranem TV (sprawdziłam…). W każdym innym przypadku, potrzeba naprawdę sporej sprawności motorycznej, aby nadążyć za lawirującym między podróżnymi na korytarzach lotniska dzieckiem, samemu taszcząc pełną cudów torbę podręczną i pchając wózek, w którym dziecko za żadne skarby świata nie chce jechać. 

Podczas podróży, zadbać trzeba nie tylko o bezpieczeństwo malucha na lotniskach, aby przypadkiem nie przelazł pod jakąś taśmą i nie władował się na inny lot, ale również o szereg atrakcji podczas wyprawy oraz o żołądek, ponieważ samolotowe jedzenie w klasie ekonomicznej, nie czarujmy się, nie różni się wiele od słynnej strawy szpitalnej. 

O ile droga z dzieckiem bezpośrednim połączeniem z Kolumbii do Europy to bułka z masłem, to schody zaczynają się w drodze powrotnej, gdy lecimy np. z Warszawy do Bogoty: loty na Stary Kontynent odbywają się bowiem w znakomitej większości w nocy i wszyscy pasażerowie, w tym dzieciaki, zmęczeni minionym dniem, błogo zasypiają w zaciemnionej kabinie samolotu.

 Natomiast lot z powrotem do Bogoty zwykle jest dzienny, a dzienne loty mają to do tego, że wszyscy, łącznie z dziećmi, mają pełną energię w zapasie i drzemkę to sobie owszem, mogą uciąć, ale spać przez 10 godzin na pewno nie będą. 

Nasza podróż z Warszawy zaczęła razem z pianiem koguta, czyli o 4 rano, aby wylądować we Frankfurcie jeszcze przed świtem i mieć do dyspozycji, bagatela, całe 5 godzin oczekiwania na lotnisku na lot łączący do Bogoty. O ile czas na lotnisku jest dla Rodzica całkiem łaskawy, ponieważ wartko płynie, gdy ścigamy się po korytarzach, spacerujemy po obiciach siedzeń w poczekalni, oglądamy gazetki, jemy coś w którejś z restauracji lub zwisamy głową w dół z krzeseł, o tyle w samolocie – czas nagle bezlitośnie staje w miejscu.

Nic nie pomaga drzemka dziecka, trwająca ok. trzy godziny. Zegarek, odmierzający pozostały czas podróży na ekranie, nieubłaganie pokazuje, że przed nami jeszcze 7 godzin i 50 minut lotu. A gdy wydaje się, że upłynął już rok świetnly, zegar wskazuje 7 godzin i 35 minut. Każdy Rodzic, który był tej sytuacji wie, jaka panika go ogarnia, gdy ma przed sobą całą dniówkę w zamkniętej puszce samolotu oraz dziecko obok, które właśnie zaczyna przebudzać się ze snu. 

Bywa, że zaczyna się modlić, aby ten jeden, jedyny raz w życiu czas płynął szybciej niż zwykle. I w większości, zakasuje rękawy i rozpoczyna samolotową gimnastykę. Wstaje i ściąga więc z luku bagażowego torbę podręczną i wykłada książeczkę do czytania. Pięć minut później, chowa książeczkę i wyciąga karty. Za chwilę, chowa karty i wyciąga układankę, potem pluszaka, kolorowankę, a później autko. A gdy lista możliwych atrakcji się kurczy, zegar bezlitośnie pokazuje, że przed nami zostało 5 godzin i 55 minut podróży.

Bogu dzięki, jeśli Rodzic zapobiegliwie upchnął w plecaku podręcznym wszystkie wyżej wspomniane ciekawostki. Nie wyobrażam sobie bowiem nie mieć wielu układanek i przez 11 godzin lotu polegać jedynie na małym ekraniku telewizora z bajkami. 

Niestety, nawet jednak cała gama atrakcji nie jest w stanie zatrzymać malca w pozycji siedzącej w fotelu, jeśli, tak jak w naszym przypadku, po prostu nie został stworzony do spokojnego kontemplowania widoczków za oknem. 

Podczas całego lotu, w toalecie byliśmy więc około trzydziestu razy, w kuchni na tyłach, mniej więcej pięćdziesiąt razy, a okrążeń dookoła całej samolotowej kabiny zrobiliśmy chyba z kilkaset. Inni podróżni z politowaniem patrzyli na mnie, gdy po raz kolejny mijałam ich fotel i z rezygnacją podążałam za Milusiem, pchającym na podłodze swoją ulubioną, żółtą taksówkę. 

Chyba przy trzysetnej rundzie po samolocie, rosły steward zbliżył się do mnie, spojrzał głęboko w oczy i śmiertelnie poważnie zapytał: „Czy mogę nalać pani lampkę wina?” 

Wypiłam dwie lampki, Miluś dostał czapkę pilota Lufthansy, pasażerka z fotela z przodu gratulowała mi cierpliwości i wytrzymałości, wszystkie walizki z polskimi dobrami przyleciały bez przygód, mąż Miguel odebrał nas z fanfarami z lotniska i chyba bez przeszkód dotarliśmy do naszego domu w Bogocie. Ale tego już nie pamiętam; wiem tylko, że spałam przez następne dwa dni.

Bo do przygód w podróży należy również dodać, że aktualnie w Kolumbii, przy wjeździe, wciąż jeszcze należy mieć negatywny wynik na wirusa covid 19 i że dotyczy to absolutnie wszystkich, w tym dzieci w każdym wieku…

oraz aspekt jet lagu, ktory szczególnie objawia się tym, że dziecko po przylocie do Bogoty budzi się o 3 w nocy i domaga zabawy, ponieważ według jego zegara wewnętrznego mamy już 10 rano i grzechem jest marnować czas na spanie. 

Razem z Milusiem, życzymy Wam wszystkim wesołych podróży! 

 

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kolumbia dla turystów Mama w Kolumbii Życie w Kolumbii

Kolumbia z małym dzieckiem. Na co warto zwrócić uwagę?

Kochani Rodzice, i kochani Podróżnicy. To jest wpis o tym, co sprawdza się z małym dzieckiem w Kolumbii. Słyszę, że coraz więcej Rodziców widzi w Kolumbii dobre miejsce na wakacje z przychówkiem i – że coraz więcej Rodzin jest gotowych na podróż po Andach i dwóch wybrzeżach.

Ponieważ sama jestem Mamą i funkcjonuję tutaj na codzień, napiszę Wam, na co warto zwracać uwagę.

A ze względu na to, że sama czasem się dziwię, jak ja sobie radzę z małym dzieckiem w ośmiomilionowej Bogocie, może być to inspiracja dla innych pasjonatów przygód. 🙂

Przede wszystkim, do odważnych świat należy i tej odwagi na pewno nie powinno zabraknąć w Kolumbii.

Otóż, nie nastawiajmy się na infrastrukturę w pełni przystosowaną do małych dzieci. A już na pewno nie na taką, do której jesteśmy przyzwyczajeni w Europie. W Kolumbii bowiem improwizacja nie zdarza się – nie tylko w teatrze.

 

Hotele, lotniska, autobusy są wprawdzie coraz wygodniejsze i coraz bardziej nastawione na zagranicznych turystów, jednak nie dzieje się to tak szybko, jak tego potrzeba.

Kolumbia uwielbia dzieci i rzeczywiście wszyscy się dziećmi zachwycają i wszyscy pragną je mieć. Mimo to, przygotowanie do małych dzieci jest dość niewielkie i większość zależy od Rodziców – ich kreatywności i odpowiedzialności. Tutaj nie myśli się za Rodziców i nie wybiega przed szereg z uregulowanymi, tak jak u nas, zasadami, które wręcz zwalniają z myślenia. Tutaj każdy rodzic odkrywa świat na nowo, a w tym świecie głowa na karku i pomysłowość i liczą się nade wszystko.

W publicznych łazienkach nadal nie wszędzie są przewijaki dla dzieci, a jeśli już, to na pewno nie w męskich toaletach. Świadomość, że mężczyźni też mogą przewijać dzieci, wciąż jest jeszcze odległa i Tata Milusia przewija go w… samochodzie, bo przecież do damskiej ubikacji go nie wpuszczą.

Nie wszystkie restauracje mają siedzonka dla dzieci, a choć wiele je owszem, ma, to krzesełka nie są zbyt wygodne. Albo są zbyt głębokie, albo nie mają tacki z przodu, tak więc jedzenie dla Malucha jest wielce utrudnione.

Miejskie parki często nadal nie mają wydzielonych placów zabaw dla dzieci, przez co maluchy mają do czynienia z psami, a co za tym idzie, z psimi pozostałościami. Pomimo tego, że w Bogocie raczej się sprząta po czworonogach, nie zawsze robi się dokładnie, albo też pieski nie zawsze dobrze trawią; faktem jest, że psie prezenty ścielą się dość gęsto. Dopiero jako mama zwróciłam na to uwagę, wcześniej byłam szczęśliwa, że niewielkie, bogotańskie parki są tak przyjazne zwierzętom.

Nie ma jednoznacznego nakazu posiadania fotelika samochodowego dla dzieci. Przyjezdnych z Europy i USA skandalizuje fakt, że dzieci są na rękach rodziców w samochodzie, albo gdy nie mają atestowanego fotelika dla dzieci w aucie. Tutaj faktycznie policja nie zwraca na to większej uwagi i bezpieczeństwo pozostawione jest raczej rodzicom i ich poczuciu odpowiedzialności.

Juz wiemy, że Kolumbia to wielość klimatów, góry i doliny, dzika przyroda i mili ludzie.


Co się więc sprawdza podczas podróży po Kolumbii z dzieckiem?

  1. Nosidełko. Zdecydowanie nasz najlepszy zakup. Przeczuwałam, że w Bogocie będzie mi wygodniej nosić Milusia w nosidełku i rzeczywiście dla mnie sprawdza się ono najlepiej. Póki dziecko jest jeszcze małe, nosidełko jest wręcz nie do przecenienia. Nie trzeba zabierać i składać & rozkładać wózków czy spacerówek, pchać ich przed sobą, manewrować i uważać na dziury. W Kolumbii pamiętanie o wielu rzeczach i dekoncentracja z tym związana, nazywa się „encarte”. Takiego właśnie „encarte” nosidełko pozwala mi najlepiej uniknąć. 
  2. Jeśli ktoś nie lubi nosidełka i preferuje wiązania – to analogicznie sprawdzi się chusta.
  3. Ubranka na cebulkę. Sczególnie w Bogocie i innych górskich miastach. W Andach mówi się, że w ciągu dnia pogoda może zaskoczyć nas czterema porami roku. Podróż przez Kolumbię to często przeprawa przez zakładanie cieplejszych ubrań i zdejmowanie ich, ponieważ temperatura zmienia się wraz z każdym metrem wysokości w górach. Trzeba spakować więc ubrania na upalne lato i na poważną jesień. A dzieciakom – najlepiej spakować bezrękawniki i dodatkowy szalik i czapkę. (Uwaga, czapki – kominiarki są jednym ze standardowych elementów garderoby bogotańskich dzieci. Chodzi o to, aby nie wdychały zimnego powietrza.)
  4. Szybkoschnące ubrania. Zwłaszcza, gdy jedziemy w bardziej deszczowe, tropikalne regionach Kolumbii, gdzie wilgotność sięga 100% i włosy, zmoczone w środę, w piątek jeszcze są mokre (Sprawdziłam!)
  5. Towarzystwo minimum jeszcze jednej osoby dorosłej, dla: bezpieczeństwa,  dla niezwariowania, dla pomocy i… dla potrzymania, gdy podłoże niekoniecznie sprzyja, aby maluch sam sobie biegał.
  6. Dla miłośników tropikalnych stref, konieczny jest repelent, najlepiej najbardziej natralny z możliwych oraz moskitiera. W Kolumbii nie ma malarii, rzadko też słyszy się o żółtej febrze, za to słychać o infekcyjnej chorobie od ukąszenia komarów – dendze. 
  7. Spokój. Jeśli kojarzycie Kolumbię z koncepcją cierpliwości i błogosławionego stanu „zen” w sytuacjach, gdzie przeciętny Polak dawno poszedłby w powietrze, to macie rację. Ten właśnie poziom spokoju z dzieckiem w Kolumbii jest zawsze najbardziej potrzebny:
  • Dwudniowy korek na autostradzie, bo w porze deszczowej obsunęła się ziemia? Trzeba przeczekać. 
  • W hotelu wysiadł prąd? Spokojnie, punktualnie o 6 rano zawsze i tak robi się jasno. 
  • Na Karaibach nie ma molo, więc ktoś próbuje pomóc nam wsiąść do tańczącej na wysokich falach motorówki? Trzeba po prostu przeżegnać się i… iść na żywioł.
 

Natomiast – na co w podróży po Kolumbii z dziećmi należy mieć na uwadze?:

  1. Wózek dla dzieci. Często zbędny. Gdy oglądam na video i filmach perfekcyjnie wyłożone chodniki w europejskich miastach lub widzę w USA mamy lub tatusiów na rolkach, pchających sportowe wózki z dziećmi, zaraz myślę, jak by to wyglądało w kolumbijskich realiach.

Kratery na bogotańskich drogach często mają głębokość kilku centymetrów, a idealnie ułożona kostka brukowa to zupełna utopia. Nawet, jeśli w bogatszych dzielnicach znajdą się takie równiutkie odcinki, to zawsze są to odcinki, po których trzeba uważać na pułapki, jak dziury w chodnikach, uskoki lub krawężniki, przy których trzeba kogoś poprosić o pomoc.  

Ponieważ zawsze chodziłam szybko i, po europejsku, lubię robić rzeczy w miarę efektywnie, wózek zdecydowanie mnie opóźnia.

Kolumbijska ciocia Milusia wiozła go kiedyś wózkiem przez bogotańskie ulice i odcinek, który pieszo zwykle pokonuje w 10 minut, zajął jej ponad pół godziny. Wdrapywanie się przodem / tyłem na krawężniki, omijanie przeszkód i slalom między dziurami odbyła z namaszczeniem i zakończyła sukcesem, ale później opadła ma krzesło spocona jak mysz.  

Osobisty małżonek Miguel sam długo wzbraniał się przed kupnem wózka, ponieważ cały czas ma w pamięci, jak jako dziecko wiózł swoich braci bliźniaków, jak potknął się kółkiem o jakąś wielką dziurę i jak bracia wywrócili koziołka i wylądowali do góry nogami. Choć wszyscy przeżyli bez urazów, trauma została, a nasz wózek… częściej służy jako mebel do drzemki Milusia, niż jako pojazd na spacery.  

2. Fotelik samochodowy.  Choć w Bogocie większość montuje foteliki, nie jest to oczywistością. W tym miejscu podziwiam wszystkich, kto fotelika nie używa, ponieważ jazda po kolumbijskich miastach wymaga umiejętności Formuły 1.

Fotelików na pewno nie znajdziemy w taksówkach, krążących po mieście. Na to warto się przygotować.

3. W nie wszystkich hotelach są w standardzie łóżeczka dla dzieci, dlatego rodzice często sypiają w łóżkach z Rodzicami.

4. Jedzenie. Podróżując z niemowlakami, najwygodniejsze jest… karmienie piersią. Poza miastem często nie ma gdzie podgrzać wody, wyparzyć butelek.

Dostępne odżywki, słoiczki, kaszki dla dzieci istnieją, ale wrażliwi na zawartość cukru rodzice nieraz się porządnie wystraszyć.

Za to – choć dla starszych dzieci dostępne gotowe gerberki, w Kolumbii okazują się one zupełnie zbędne. Kolumbijskie jedzenie jest bardzo łagodne w smaku, a jedyną przyprawą, której nadużywają, to kolendra. Choć Kolumbia jest mięsożernym krajem, bogactwo warzyw i owoców pozwoli przeżyć też każdej wege – rodzinie.

Nieocenione w Kolumbii są owoce, dostępne przez cały rok w całej palecie barw, smaków i zapachów. I każdy podróżnik, mały i duży, zawsze będzie miał ich niedosyt.

5. Autobusy miejskie mają zwykłe bardzo wysokie podwozie, a potem należy przejśc przez obrotowy licznik pasażerów, dlatego wksakiwanie do nich, nie daj Boże z wózkiem, to cyrkowa akrobacja. 

To samo się tyczy, gdy wsiadamy w miastach do autobusów szybkiego ruchu (w Bogocie – Transmilenio), w godzinach szczytu. 

Kolumbia to kraj potencjału i jedna wielka przygoda. Jeśli nie gustujemy w 5 gwiazdkowych resortach i chcemy poznać ten kraj od środka, na przygodę właśnie trzeba się nastawić. Z dziećmi – podwójną!

Życzę Wam przyjemności i szerokiej drogi,

Ola

Specjalne podziękowania za wymianę pomysłów i opinii dla dwóch polsko – kolumbijskich mam:

Edyta Marzec

Małgorzata Szyk 

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kolumbia dla turystów Ludzie Życie w Kolumbii

Antywirus po kolumbijsku, czyli domowe sposoby na dezynfekcję

W ciągu ostatnich tygodni w mediach słychać właściwie jedną wiadomość: #coronavirus. Na długo wirus zdawał się być daleko z Kolumbii, ale w międzyczasie już przyjechał z Włoch i strach przed rozprzestrzenieniem się go w kraju rośnie. Na domiar złego właśnie wczoraj WHO oficjalnie ogłosiła  pandemię. Na dziś w Kolumbii daleko jesteśmy od paniki, jednak dochodzą do nas słuchy o zamykaniu szkół, kin, restauracji w Europie, ba, zamykaniu granic i sklepów.

 

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Kolumbia dla turystów Życie w Kolumbii

Wieliczka w Kolumbii

… a właściwie to dwie Wieliczki. Łatwo dostępne z Bogoty, ponieważ są oddalone o około godziny drogi z kolumbijskiej stolicy.

Mowa tutaj o dwóch kopalniach soli: Zipaquirá i Nemocón.

To dla Kolumbijczyków bardzo ważne miejsca, wielki powód do dumy i – jedne z pierwszych atrakcji turystycznych w kraju. Obie fascynujące, obie monumentalne i – szczególnie dla nas, turystów z Polski – konieczny przystanek w Kolumbii. Powód jest jasny – musimy przecież sprawdzić, jak działają siostry naszej Wieliczki.

Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Klimat Kolumbia dla turystów Kulinaria Ludzie Wiedza

Kolumbijski Pacyfik – wieloryby i dziewicza dżungla

Jeśli w Kolumbii mamy ochotę na plażowanie, to pojedźmy na archipelag San Andres. Jeśli chcemy poznać dżunglę, to wybierzmy się do Amazonii, a jeśli chcemy połączyć i plażę i dżunglę, to jedźmy do Chocó nad Pacyfik.

Choco to niezwykłe miejsce w Kolumbii i na świecie. Dlaczego?

  • 93% populacji to Afrokolumbijczycy
  • to jedno z niewielu miejsc na kuli ziemskiej, gdzie las tropikalny wyrasta wprost z oceanu,
  • to drugi najwilgotniejszy region na naszym globie. Uwaga, średnia opadów rocznie wynosi 7328 mm!
  • to jeden z bardziej bioróżnorodnych skrawków świata. A endemiczna żabka, Phyllobates terriblis, zwana więc „straszliwą”, jest najbardziej trującym ze wszystkich znanych dotychczas płazów.
  • tutaj naprawdę nie dochodzą linie telefoniczne, nie mówiąc już o internecie. Aby połączyć się ze światem zewnętrznym, należy wspiąć się na pobliską górkę i niczym Statua Wolności łapać sygnał.
  • i zdecydowanie: wybrzeże Pacyfiku to jedna z najbardziej dzikich i nieprzewidywalnych destynacji w całej Kolumbii. Emocje i wrażenia murowane!
Kategorie
Blog o Kolumbii Ciekawostki Klimat Kolumbia dla turystów

Miasto, kwitnące na fioletowo. Ibagué.

Jest takie miasto w Kolumbii, które w sierpniu kwitnie na fioletowo. To Ibagué, miasto pełne drzew Ocobos (Tabebuia rosea). Mówi się, że na ulicach Ibague rośnie ich ponad 3500.

Ibague to również kolumbijska stolica muzyki i miasto tamales, czyli gołąbków w wersji kolumbijskiej.

To wreszcie miasto/palmiarnia, z tropikalną roślinnością.

A po 6 tygodniach spędzonych w Ibague podczas remontu naszego mieszkania w Bogocie, o tym mieście Wam opowiem.